Adoracja – krzyż i cierpienie
Tekst wygłoszony w czasie rekolekcji w Paryżu w 1988 r przez o. Jean-Paul Van Deyn Eydyne SJ
Chciałbym pomóc wam lepiej zrozumieć, co to jest modlitwa adoracji. To nie jest to samo co medytacja czy kontemplacja. To, „modlitwa serca” w obliczu rzeczywiście Obecnego Jezusa.
Adorujemy, stajemy przed Panem Obecnym w Najświętszym Sakramencie. Niektórzy czują się wtedy zagubieni, zdegustowani, gdyż po upływie jakiegoś czasu zadają sobie pytanie, co oni właściwie tutaj robią, nie mają żadnych pomysłów; jeżeli myślą… a tu właśnie nie należy myśleć.
Jest to najczystsza i najbardziej oczyszczająca modlitwa, jaka możemy przeżywać.
Dzisiaj wiele młodych wspólnot odnowy charyzmatycznej odnajduje na nowo to, czym Kościół żył przez wieki, a mianowicie, że wystawiona Eucharystia stwarza przestrzeń modlitewną daje chrześcijańskiej wspólnocie uczniów Jezusa łaskę modlitwy. We wszystkich okresach odnowy ponownego odkrywania duchowego wymiaru modlitwy powraca się do adoracji. Widać to w historii Kościoła. Dlaczego? Właśnie dlatego, że z rzeczywistą obecnością Pana związana jest łaska modlitwy. Trzeba jedynie wiedzieć, że stanięcie wobec Najświętszego Sakramentu zakłada, iż zostawię wszystko, co należy do świata myśli: kontemplację intelektualną, rozumową, także duchowa, wszelkie formy modlitwy intelektualnej – wszystko to musi zniknąć.
Adoracja jest obecnością, „sercem wobec Pana”. Staję przed Nim, w Jego obecności i Jego obecność wprowadza mnie w modlitwę. Tworzy się wówczas osobowy związek serc spowodowany obecnością Jezusa.
Ojciec de Foucauld ⁃ jeżeli czytaliście jego życiorys, to poznaliście jego drogę modlitwy ⁃ bardzo długo prosił Boga, by dał mu się poznać, jeżeli istnieje. Począwszy od momentu, kiedy otrzymał łaskę wiary w istnienie Boga powiedział, że nie może już żyć inaczej jak tylko w łączności z Bogiem. Chciał zostać mnichem, trapistą, by żyć w ubóstwie i modlitwie. Nauczył się modlitwy zakonnej. Nie zadowalało to jednak jego serca, nie to było jego powołaniem. Wystąpił z klasztoru, aby żyć wśród biednych, jeszcze biedniejszych niż mnisi i aby modlić się modlitwą uboższą od zakonnej. Został ogrodnikiem u Sióstr w Nazarecie, gdzie cała jego modlitwa, to było trwanie przed Najświętszym Sakramentem. Czekał on od samego rana przed kaplicą sióstr na otwarcie drzwi, wchodził, klękał przed Najświętszym Sakramentem na tyłach kaplicy i pozostawał tak całymi godzinami. Tak pisał do swojego ojca duchownego: „Moja modlitwa, mój stan wewnętrzny jest naprawdę przedziwny! Już nie potrafię się modlić, jedyna rzecz, która jest mi miła, to trwanie przed Najświętszym Sakramentem. Ale kiedy jestem przed Najświętszym Sakramentem jestem suchy, jałowy, bez jednego słowa, bez jednej myśli. Stara się rozmyślać – nic z tego! Odmawia gotowe formuły modlitwy – nic z tego!
„Jestem oschły jałowy, bez jednego słowa, bez jednej myśli. Być przed Najświętszym Sakramentem – jedynie to jest możliwe.
Pyta sam siebie: „Czy to jest modlitwa?” I odkrywa coraz bardziej, że to jest modlitwa: prosta obecność zatracenia samego siebie przed Eucharystycznym Panem. Rozpalało to coraz bardziej jego serce. Pojechał później na pustynię koło Tamanrasset i Beni Abbes. Mieszkał w malutkiej chatce, w której miał Eucharystię. I tam – wstawał co noc, ponieważ zabierano mu czas w ciągu dnia, otwierał tabernakulum wystawiał Najświętszy Sakrament na tle płótna, na którym namalował Najświętsze Serce i spędzał tak długie godziny. W środku nocy, na pustyni przed Najświętszym Sakramentem! I mówił: „Gdyby chociaż Jezus powiedział mi, że mnie kocha, ale On mi tego nie mówi nigdy, nigdy, nigdy!” Dlatego, że to, co mu Jezus mówił, to: „Kochaj Mnie! Ty właśnie kochaj Mnie”. ,,Daj Mi pić” – mówił Jezus do Samarytanki, to znaczy daj Mi miłość, daj Mi swoje życie! Ojciec de Foucauld „upłynniał” swoje życie w czystym zatraceniu siebie, w adoracji przed Eucharystią. Czuł, że całe jego życie coraz bardziej przemieniało się w miłość do Chrystusa i do swoich braci przez tę modlitwę oschłości, bez jednego słowa, bez jednej myśli przed Najświętszym Sakramentem. On czuł, że to jest miłość. Modlitwa coraz bardziej stawała się dla niego kwestią miłości: Kochać Pana!
Czytaliście może „Listy z pustyni” Carlo Carratto? Jest on Małym Bratem od Jezusa, byłym ateistą, który się nawrócił, potem byt przewodniczącym Akcji Katolickiej. Opowiada we wstępie do swojej książki o tym, jak nawracał się w trzech etapach. Najpierw spowiadając się, później oddając swoje życie dla innych, a na końcu oddając je Panu, Który mu powiedział: „Nie chcę więcej twoich akcji, chcę twej modlitwy.” Wyjechał na pustynię, by odbyć nowicjat u Małych Braci od Jezusa. Mistrz nowicjatu – mówił on – aby nas nauczyć żyć w modlitwie, wysyłał nas od czasu do czasu na pustynię razem z księdzem. Szło się aż do groty, w której byt kamienny ołtarz, ksiądz odprawiał Mszę św., zostawiał zakonserwowaną Hostię w monstrancji na kamiennym ołtarzu w grocie i odchodził. I byli tam zupełnie sami przez tydzień, na pustyni, w tej grocie przed Eucharystią.
Cisza pustyni
Cisza w grocie
Cisza Eucharystii
Nie ma trudniejszej modlitwy od modlitwy przed Najświętszym Sakramentem. On to czuł jako nowicjusz, który porzucił aktywność. Dlaczego? Ponieważ natura opiera się tam z całej siły. Wolałbym przenosić kamienie w prażącym słońcu” – mówił. To prawda, gdyż wolałbym myśleć, wolałbym czytać, wolałbym coś robić – a tu nic z tego!
Mistrz nowicjatu mówił nam: musisz odintelektualizować twoja modlitwę, nie szukaj zjednoczenia z Bogiem w inteligencji, nie uda ci się to nigdy! Połączysz się z Nim w miłości. I kontynuuje mówiąc: wtedy modlitwa stanie się sucha jak piasek, ale do tego stopnia prawdziwa, że nie można już się bez niej obejść
W ten sposób dochodzi się do prawdziwej modlitwy. Poprzez obecność sercem przed Panem odkrywam, co to jest prawdziwa modlitwa. To nie są idee. Nie jestem naprawdę w łączności z Bogiem, kiedy myślę. Adoracja to jest związek miłości. Jestem rzeczywiście w obecności Pana, gdy jestem zdolny do trwania przed Nim w zupełnym zatraceniu siebie. I kiedy w ciągu godziny będziecie tak trwać nic nie robiąc, jedynie patrząc na Niego, starając się osiągnąć tę więź, uczuciową” z Panem, wtedy powoli zaczniecie czuć, że wasza inteligencja przygasa, że wasza ciekawość intelektualna słabnie, że wasza potrzeba działania gaśnie – stajecie się naprawdę ubodzy i czujecie, że wchodzicie w modlitwę. Tę modlitwę, która jest łącznością z Panem, „uczuciową” obecnością przed Panem poświęceniem całej mojej aktywności w Jego Obecności. To jest prawdziwa modlitwa.
Wiecie, podczas rekolekcji organizowanych u nas, od samego początku, proponuje się rekolektantom, którzy tego chcą, godzinę adoracji codziennie popołudniu. Zbierają się wszyscy razem w kaplicy i w ciszy adorują Pana. Bardzo wielu uczestników mówiło nam, że to byt dla nich najmocniejszy moment rekolekcji: Niektórzy, którzy przybywali tu już drugi lub trzeci raz, mówili: Ojcze,” przyjeżdżam tu przede wszystkim dla adoracji”.
Oni chcą odnaleźć ten klimat adoracji, bo kiedy się jest we wspólnocie podczas adoracji – dzieje się coś wielkiego!
Byłem w Kamerunie. Jest to jeden z najgorętszych krajów w Afryce. Jeżeli tam nie byliście, to nie wiecie, co to jest. Pełne słońce, upał, wilgoć, poci się człowiek nic nie robiąc. Na rekolekcjach – 180 osób. Pod blachą falistą, po południu, w tym upale – adoracja! Godzinna adoracja! Słyszało się fruwające komary. Były tam także siedmioletnie dzieci, Przybywały jeszcze mniejsze z okolicznych zarośli. W miarę jak rekolekcje upływały jeszcze mniejsza kaplica coraz bardziej wypełniała się równie ludźmi z wioski. Widziało się przybywające dzieci, przyglądały się wszystkim ludziom trwającym przed Najświętszym Sakramentem. Hostia była umieszczona w dużej monstrancji i pozostawała wystawiona przez 8 dni dzień noc. Dzieci przyglądały się – czuły ten klimat modlitwy, klękały pozostawały tam przez godzinę, w pełnym słońcu. Czuło się łaskę modlitwy płynącą z Hostii na grupę, czuto się rzeczywistą obecność Pana.
Cieszę się więc, kiedy widzę dziś młode wspólnoty, powstające czy to we Francji, czy w Italii, czy w innych krajach, bo przywrócimy one w wymiarze całej wspólnoty nieustanną adorację Najświętszego Sakramentu trwają dzień i noc. Są to młodzi ludzie, którzy porzucili świat którzy tworzą charyzmatyczne wspólnoty życia. Odkryli oni, że trwanie w adoracji Pana jest tą formą modlitwy wspólnotowej, która najsilniej tworzy jedność między nimi. Kiedy adoruje się wspólnie Hostię Eucharystyczną, wszystko znika przed Panem. Wychodzi się stamtąd pojednanym, uspokojonym, zjednoczonym ze wszystkimi. Ta modlitwa tak bardzo nas oczyszcza, tak bardzo przywraca jedność między nami, że zaczynamy sobie zdawać sprawę, że to właśnie Eucharystia tworzy wspólnotę.
Papież Paweł VI wydał adhortacje apostolską do wspólnot zakonnych. Mówił do nich: „Wasze wspólnoty w sposób naturalny mają w centrum Eucharystię – rzeczywistą obecność Pana.” Nie tylko centrum podczas Mszy św., ale też jej przedłużenie w Eucharystycznej Hostii adorowanej przez wspólnotę. Dlaczego? Ponieważ tu trwa Miłość samego Pana do każdego z nas, to ona oczyszcza nas i czyni zdolnym do życia ze wszystkimi braćmi. To nie miłość do innych jest pierwsza. Wspólnota uczniów Jezusa nie jest dziełem miłości braterskiej. Ona jest utworzona przez Miłość Pana. Jezus pyta: „Piotrze, czy kochasz Mnie więcej niż innych ludzi? A więc możesz kochać innych mocą Mojej Miłości.
W miarę, jak dzięki adoracji, która jest modlitwą Miłości Pana, moje serce zmienia się, zaczynam stawać się uniwersalny. Karol de Focauld chciał być najpierw pustelnikiem Najświętszego Serca (nie pamiętam, kim jeszcze) – w efekcie zatrzymał się na byciu bratem Jezusa, bratem uniwersalnym. Dzięki Eucharystii i adoracji, którą żył latami zupełnie sam, w jego życiu było tyle Miłości Jezusa, że otworzyła go ona na wszystkich innych. On czuł się bratem uniwersalnym, ponieważ stał się bratem Jezusa. I stał się nim przez adorację Najświętszej Eucharystii.
Gdy więc widzę młode wspólnoty, które powróciły do adoracji Najświętszego Sakramentu, które uczyniły z niej (po Mszy św.) najważniejszą modlitwę wspólnoty, adorując Pana dzień i noc, znaczy to, że umieścili oni Eucharystię w sercu wspólnoty, że we wspólnocie zawsze są bracia (czy siostry), którzy trwają przed Panem Dzień i noc dzieje się coś ważnego. Oni odnaleźli coś, co w różnych okresach przeszło przez cały Kościół – modlitwa Miłości Jezusa. Nie modlitwa intelektualna, lecz modlitwa Miłości Jezusa. Oni przyjęli te szczególną łaskę umieszczając Najświętszy Sakrament we wspólnocie i prosząc wszystkich braci (czy siostry) ze wspólnoty, aby spędzali co najmniej godzinę dziennie przed Eucharystia.
Myślę, że jest to bardzo ważne. Przeżyłem to osobiście i wiem, jak adoracja może przemieniać życie. Wiem również – Carto Carretto mówił też o tym wyraźnie, że nie ma trudniejszej modlitwy od modlitwy przed wystawionym Najświętszym Sakramentem. Natura jest wszystkim, ponieważ nie ma NIC! My chcemy myśleć rozumować – o wiele częściej, niż nam to się zdaje, posługujemy się modlitwami, gdzie idee zastępują Boga! Idee o Bogu zastępują osobisty kontakt z Bogiem. A to wszystko zanika w adoracji. Nie ma idei albo mowy, którą wygłaszam przed Bogiem – w efekcie zamykają mnie one w sobie samym. W obecności Eucharystii nie trzeba nic mówić do Boga. Nie ma nic do powiedzenia. Cisza…. Cisza…. Jestem wprowadzony w modlitwę czystej obecności.
Święty Jan Ewangelista miał wizję Królestwa. Przedstawił je w Apokalipsie. Co on widział? Zobaczył wszystkich Starców i wszystkie zwierzęta adorujące BARANKA. On, Jan, który przez cale życie trwał w Miłości Pana, czuł, że ta relacja miłości z Panem jest tak dalece istotna, iż w tej wizji z innego świata rozpoznał, że właśnie to jest najważniejsze w wieczności (Ap 4). Niebiańska Liturgia, wiekuista adoracja Baranka.
To waśnie Miłość Pana oczyszcza wspólnotę. „Oni opłukali swe szaty i wybielili je w krwi Baranka” (Ap 7, 14). To Miłość Pana oczyszcza moje życie. To jest ten czas „stracony” dla Pana, z miłości do Niego, To ta odintelektualizowana modlitwa, która jest kontemplowaniem Jego obecności, przyjęciem Jego obecności, trwaniem w jego obecności; modlitwa, która oczyszcza powoli moje serce z egoizmu.
To naprawdę nie jest nic skomplikowanego, by tym nie móc żyć, ponieważ jest to czysta Obecność. Ale to wymaga! Jedźcie do jakiejkolwiek kaplicy Najświętszego Sakramentu. Mam nadzieję, że w niedługim czasie Najświętszy Sakrament będzie wystawiony w większej ilości miejsc modlitwy w naszych kościołach na świecie. Jeżeli ich nie ma starajcie się utworzyć małe miejsca modlitwy, gdzie byłby wystawiany Najświętszy Sakrament. Odnowa Kościoła, odnowa modlitwy, odnowa wspólnoty chrześcijańskiej była zawsze połączona z Eucharystią. Kiedyż przyjdzie ten czas? Sądzę, że już zaczął nadchodzić. Zatem jeżeli chcecie wejść w modlitwę przekształcającą was, starajcie się znaleźć miejsce, gdzie moglibyście spędzić czas przed Hostią. I jeśli to możliwe – Hostią widzialną. „Dlaczego Ojcze, trzeba Ją wystawiać? Przecież jest w tabernakulum”. No tak, ale trzeba Ją widzieć! Sakrament trzeba widzieć, trzeba usłyszeć, trzeba by to było widzialne. Z dala od tego widzenia eliminuje się nieustannie ten fizyczny kontakt z fizyczną obecnością Pana.
Gdy Kościół chce pokazać Eucharystię – wystawia Najświętszy Sakrament! Jedźcie na Montmartre: olbrzymia bazylika, monumentalna monstrancja. Czujecie: to jakby cały świat zamilknął i stał się świątynią Pana! On tam jest Obecny! Pozostańcie tam godzinę, dwie, całe popołudnie. Wychodząc nie będziecie już ci sami. Ale kiedy wchodzicie, najpierw zaczynacie się rozglądać, nie możecie sobie znaleźć miejsca – och, chcę stąd wyjść, nie umiem się modlić, O nie! Trzeba pozostać co najmniej godzinę, aby zacząć się modlić! Trzeba, aby wszystko uspokoiło się w nas, musicie sobie zdać sprawę, że nie jesteście jeszcze na poziomie serca, że wszystkie niepokoje świata, z którymi przyszliście, muszą zniknąć: to się powoli oczyszcza, ale pozostańcie choć godzinę! Albo jedźcie spędzić całą noc, powiedziałbym więcej – jeżeli macie okazję – jedźcie spędzić trzy dni z Eucharystią! Dzień i noc! Zapewniam was, to będzie bardzo trudne, ale poczynając od tego momentu zaczniecie, widzieć, co to jest PAN”! Zaczniecie widzieć, jak bardzo wasze życie jest poza Panem. Jeżeli spędzicie trzy dni z Eucharystią, to poznacie, że w gruncie rzeczy największa część waszego życia, to jest unikanie Pana! Ale jeżeli Pan jest obok was – zaczniecie mówić: o nie, nie mogę tego czy tamtego uczynić, tak nie można z Panem. Poznaję, że w rzeczywistości nie wszystko w moim życiu jest zanurzone w Miłości Pana, że istnieje wiele sfer w moim życiu, które nie są zamieszkane przez Pana, które nie są pod Jego wpływem, które nie są Mu poświęcone.
Ale, kiedy adoruję i im częściej adoruję, to coraz bardziej poznaję, że Miłość Pana chce przeniknąć całe moje życie, że nie ma już sfer, które są, moje” i sfer, które są Jego. Nie ma takiej części mojego życia, którą Mu daję i innej, którą zachowuję dla siebie. Tak być nie może, ponieważ związek zjednoczenia z Panem utrwala się i pogłębia w moim życiu. Widziałem to w życiu wielu osób, które zaczęły modlić się przed Najświętszym Sakramentem, których modlitwa stała się modlitwa adoracji, Oni wiedzą, jak bardzo zmieniło się ich życie – rzekłbym nawet – fizycznie! Jezus powiedział: „Ja spożywam pokarm, którego wy nie znacie”(J4). Powiedział to o tej relacji miłości, którą ma ze swoim Ojcem. Ten związek z Eucharystią, z Bogiem, który mnie żywi w samej głębi mego bytu, jest tak bardzo prawdziwy, że aż fizyczny – istnieli i istnieją zawsze w Kościele mistycy, którzy żyją tylko Eucharystią. I są oni znakiem dla całego Kościoła, świadczącym o potędze Eucharystii. Do nich należała św., Katarzyna Sienneńska, św. Róża z Limy i wielu innych. Ostatnio takim znakiem była w „Foyer de Chante”- Marta Robin.
Co to znaczy? To znaczy, że związek z Panem jest dla nas źródłem życia. Ta relacja: „serce w serce z Panem”, kiedy ustanowiona zostanie komunia między Nim a mną na płaszczyźnie głębi jestestwa – a nie tylko w sferze idei – jest ŹRÓDŁEM ŻYCIA.
I mogę dać świadectwo o tym, ponieważ widziałem to w wielu przypadkach. Poczynając od momentu, gdy w życiu tej czy innej osoby związek z Eucharystią i adoracja Eucharystii stały się trwałą formą modlitwy, obserwuję niezwykłą przemianę – widzę wielką łaskę i moc daną osobie, która modli się w ten sposób.
To jest cud! To jest znak od Boga żywego, że zjednoczenie z Jezusem jest źródłem życia. To oczywiste! Myślę, że my wszyscy od chwili, kiedy zostaliśmy wezwani do modlitwy, jesteśmy wezwani również – nie tylko, ale również – do modlitwy adoracji. I im bardziej postępuje się w życiu duchowym, im bardziej teren naszej duszy jest uprzątnięty, tym bardziej zostaje nam tylko ADORACJA. Medytacja powinna mimo wszystko rozpoczynać rozwój modlitwy, aby nam dać prawdziwy obraz Boga, prawdziwe poznanie Boga. Ale kiedy już to poznanie się w nas utrwali, gdy tajemnice Jezusa będziemy stale kontemplować, aż staną się naprawdę substancją całego naszego sposobu myślenia i widzenia rzeczywistości, wtedy jedyną, formą osobistej modlitwy, która nam zostanie, będzie trwanie przed Eucharystią … w ciszy… klęcząc przed Panem przeżywając głęboko to zjednoczenie z Nim w miłości.
I jeżeli nawet zewnętrznie jestem zmęczony, jeżeli jestem podenerwowany z powodu zajęć, które dziś miałem – co w pewien sposób przeszkadza mi korzystać z tej modlitwy na tym poziomie, gdzie się doznaje pocieszenia – to jednak pozostaję przed Najświętszym Sakramentem, pozostaję tak długo, jak czuję, że powinienem zostać Chciałbym wyjść – ale nie, czuję, że powinienem zostać. Zostaję. Pozostaję tak długo, jak długo słyszę w sercu wołanie Jezusa.
To staje się modlitwą przekształcającą, pokarmem życia duchowego. Otrzymuję w niej wielkie dary – choć nie zawsze w tym momencie, kiedy inwestuję w modlitwę. Ale wiem, że niezależnie od „czucia”, Pan coraz bardziej staje się wszystkim w moim życiu, że moje życie oczyszcza się i że nieustannie Pan jest ze mną. Ponieważ On mi zwraca stokrotnie to, co Mu dałem. Dawałem bezinteresownie mój czas, moje życie, moją burzącą się krew. Wyczerpałem moje życie przed Nim. On mi to zwraca stokrotnie. A później – czuję nieustannie Jego obecność; wiem, że On jest zawsze ze mną. Widzę, że, moje życie naprawdę oczyszcza się z egoizmu, że jestem oderwany od rzeczy, które były
nieuporządkowane we mnie, w moim sposobie patrzenia, reagowania – przeszedłem dalej ponad tym.
Szukałem jeszcze potwierdzenia siebie, poszukiwałem jeszcze siebie samego – wszystko zniknęło. Nie zrobiłem właściwie żadnego wysiłku! Zniknęło! Poprzez łaskę wytrwałej modlitwy przed Panem. A więc zachęcam was wszystkich – nie tylko podczas tych rekolekcji, ale również w dalszym waszym życiu, w sytuacji, gdy będziecie mieć taką możliwość – do inwestowania dużej części waszej modlitwy w adorację Pana. I nawet jeśli trzeba będzie się przemieszczać po Paryżu i jechać na ul. du Bac lub Montmartre (ponieważ nie ma tu innych miejsc, gdzie jest wystawiony Najświętszy Sakrament) – jedźcie tam! Proście może w waszej parafii, aby zorganizować czas na adorację Najświętszego Sakramentu. Na pewno znajdzie się jakaś część wspólnoty chrześcijańskiej, która zechce adorować Pana, a zobaczycie, jak głęboko to będzie oddziaływać na wasze serca. Nie zniechęcajcie się na początku złudzeniem bezużyteczności tej modlitwy. To wam pokaże tylko, że wasza modlitwa była zbyt sentymentalna lub zbyt intelektualna. Trzeba przejść przez pewną pustkę. Ale po drugiej stronie tej pustki, po drugiej stronie tej bezinteresownej inwestycji nagle odkryjecie tę relację najgłębiej osobistej więzi z Panem. I to was wypełni. Modlitwa będzie wyschnięta jak piasek pustyni, ale tak bardzo ważna, że nie będziecie się już mogli bez niej obejść.